Tępych skurwysynów ciągle grzeje trefny chmurwal
Jeszcze walą to na pulkas i nie próbują się chować
Drobne ćpunki,
wielcy znawcy, powiem
Walą was chwója wasi dostawcy amatorzy mięsa
A wpierdalają paszne,
małolaty zapychają sobie głowy ciastem
Nie wiesz o co chodzi?
To ci wytłumaczę z mentilera
Siomek jeśli chcesz prawdziwą jazdę jak
zioł w Amsterdamie i w Ekwadorze Coca
Tak,
najprawdziwszy rap jest w ursynowskich blokach w pseudo rap
Tani brokat spuszczaj do klopa,
tylko nasze wersy chłopak dają prawdziwego kopa
Tani staf,
raperków,
pozerków,
gówno warty,
tylko cukier,
dynk,
piach i kilogramy waty
Łaptu dykszy 7 rap jak krak,
przekaz spardy,
w każdym gramie słowa 100% prawdy
W mentilerach chłopcze,
bo mocno ci zorało dekiel,
co to za el-czapo co wpierdala z deski,
sra czafetę
Jebać siebie twoje król,
jebać twoich czterech fanów,
twoje gówno jak maczanka na osiedlach sieje z zamyku
Najgorzej jak się komuś coś wydaje,
co nie koluniu,
bardziej siebie chani bubu,
królu niż ciaga z lulu
Zosiedlowy panoramik zrobił tobie z mózgu humus,
więc nie do kazu,
nie zaśpiecaj ludziom uszu
Wszyscy są tu kurwa ładni,
wypatrykowani modni,
na mój rap to być w tył głowy kiedy żujesz sukko,
chodnik się ma mordy
Tępimy jebanych płazdów niczym bestii,
nikt nie będzie mi pierdolić kim mam być i kim jestem
Uuuu i kolejny się odkleił,
kiedyś ten perfidelid,
dzisiaj farmazon płynie przez całych pani syntexero,
0 powrót,
c60 zery,
niektórzy raperzy powinni być serioniemi
A ty zmień dillera,
zmień,
zmień dillera,
gówna w krychu bałagan,
coś zaczyna oklejać,
szanuj swe życie i zdrowie i swojego przyjaciela
Zmień dillera, zmień, zmień,
a ty zmień dillera,
zmień,
zmień dillera,
gówna w krychu bałagan,
coś zaczyna oklejać,
szanuj swe życie i zdrowie i swojego przyjaciela,
zmień dillera,
zmień,
zmień
A teraz wiesz jak napar i wypierdala z butów,
mam dosyć waszych smutów,
nie męczy moich uszu,
jeden mówi dawaj ziomek bardziej na hardkorze,
drugi wrzuć na luz,
reprezentuj nową szkołę,
a ja swoje,
robię i pierdolę jak tu stoję
Wszystkie wasze żale,
bo nie słucham waszych ale,
znowu dobry balet,
lecim tu znów ema,
znowu cała scena,
ma do plotek tema
Dixon 37 z warszawskiego podziemia,
to już płyta trzecia,
leci jako legal,
to dopiero mega,
grać i się nie sprzedać,
to dopiero cecha
Życie kochać trzeba,
a ty zmień dillera,
jak coś kurwa nie tak,
hienę goni hiena,
za melanżem melaż,
hienę goni hiena
A za nią tasiemce,
katar dych spodziemce,
tu dla dobrych ręce
Raz, dwa, trzy,
łapie oddech,
gdy słyszę śmieszne propozycje,
to jest moment
Buknij się ty w głowę i zmień dillera człowiek,
czuję się jakbyś mówił do mnie kodę
Raz,
dwa,
trzy,
znowu oddech,
słyszę typa tezę,
pokwaśne imprezie,
typ mocno zwariował,
to nie tylko choroba
Nie jeden z was by już dawno czubki alarmował,
nie przyjmują tacy logicznego myślenia
Do widzenia,
cześć,
życzę powodzenia,
w swojej ciężkiej drodze,
majas i głupoty,
głupoty są jak trotyl w żywocie i pioty,
jak mam na poważnie traktować takie hity
Zwariowani ludzie,
zwariowane mity,
zwariowany świat,
niech go szlak przerwi drag,
jeśli czegoś nie rozumie,
zmień dillera,
ciach
A ty zmień dillera,
zmień,
zmień dillera,
z gówna,
z trychu,
bałagan,
coś zaczyna plejać,
szanuj swe życie i zdrowie i swojego przyjaciela
Zmień dillera, zmień, zmień,
a ty zmień dillera,
zmień,
zmień dillera,
z gówna,
z trychu,
bałagan,
coś zaczyna plejać,
szanuj swe życie i zdrowie i swojego przyjaciela
Zmień dillera, zmień, zmień